Kiedy na liście codziennych obowiązków jest praca na pełen etat, wychowywanie dwuletniego potomka, wykańczanie nowo kupionego domu, pomaganie żonie w bieżącym utrzymaniu obecnego lokum i dbanie o formę fizyczną, potrzebny jest asystent, który pomoże nad wszystkim zapanować i zmieścić całość działań w ciągu doby. Kogoś od zadań specjalnych, kto będzie - cytując filmowego klasyka - "jak Tommy Lee Jones w Ściganym". Ja go znalazłem. To zegarek Casio G-Shock GST-B200B-1AER.
Powiedzieć, że to moja prawa ręka (choć noszę go na lewej), to jak nic nie powiedzieć. Wśród niekończącego się wachlarza zegarków dostępnych na rynku, ten "sikor" jest dla mnie istnym żołnierzem na polu walki i... dowódcą armii zarazem.
Jeśli ktoś z Was będzie miał wątpliwości odnośnie do tego, czy nowe technologie mogą nas jeszcze czymś zaskoczyć, to ten zegarek jest idealnym dowodem, że mogą. Z pozoru wygląda on na model z podstawowymi funkcjami, ale w rzeczywistości drzemie w nim niezwykle szeroki "repertuar zagrań".
Część tych efektownych funkcji jest związana z tym, iż zegarek posiada... funkcję Bluetooth! Gdybym jeszcze kilka lat temu usłyszał, że zegarki będą się łączyły z telefonem poprzez Bluetooth, to pomyślałbym, że to element scenariusza filmu science fiction, tymczasem teraz mam to dosłownie w zasięgu ręki. Dla mnie funkcja Bluetooth przyda się najbardziej przy zmianie czasu z zimowego na letni (i na odwrót). Mój szwagier, posiadający starszy model G-Shocka bez Bluetootha, musiał korzystać ze specjalnej instrukcji do zmiany czasu, bo było to dość zawiłe. W przypadku modelu GST-B200B-1AER cały proces można zrealizować z poziomu smartfonu (po sparowaniu go z zegarkiem). To nie lada ułatwienie. Sama aplikacja daje jednak dużo więcej możliwości i odkrywanie wszystkich jej funkcji to wręcz świetny sposób na spędzanie wolnego czasu.
Bardzo fajne jest także umieszczenie w zegarku baterii słonecznej. Żeby ją naładować, wystarczy po prostu korzystać ze słonecznej pogody, a napełnienie baterii do pełna pozwala korzystać z tego "sikora" przez kilka miesięcy. W tym kontekście przydatny jest wskaźnik naładowania baterii, który zmieścił się na tarczy zegarka. Dzięki temu wiadomo, kiedy trzeba go "zatankować paliwem słonecznym". W instrukcji zegarka jest natomiast klarownie wyjaśnione, jak długo trzeba "naświetlać" zegarek, aby osiągnąć pożądany poziom naładowania baterii. Na wydłużenie czasu pracy wpływa też zaprogramowany tryb oszczędzania baterii. Ten zegarek przypomina swoją funkcjonalnością smartfon lub komputer!
Wartością dodaną tego modelu (przynajmniej dla mnie) jest jego minimalistyczny wygląd w porównaniu z innymi modelami G-Shocka, które potrafią być mocno krzykliwe. Ten model, który posiadam, jest niezwykle uniwersalny i czasami zakładam go nawet do... garnituru. Przez całe swoje dotychczasowe życie uważałem, że zakładanie sportowego zegarka do garnituru, to tak jakby założyć do niego buty do biegania. Mając ten model G-Shocka zmodyfikowałem swoje myślenie na ten temat - w zestawieniu z półformalnym strojem wygląda co najmniej korzystnie. Stonowane, czarne kolory, wzbogacone równie stonowanymi szarymi elementami i minimalnymi czerwonymi akcentami to znakomite połączenie. Subtelne, a jednocześnie przyciągające uwagę. Dobrze prezentują się boczne przyciski, które wyglądają na masywne, ale bezproblemowo się je przyciska.
Niesamowite jest również to, że ten zegarek, mimo że wygląda na masywny i "treściwy", to jednocześnie nie ma dużych gabarytów i wygląda bardzo dobrze na moim szczupłym nadgarstku! Do tej pory to był jeden z głównych powodów, dla których nawet nie rozpatrywałem zakupu G-Shocka; obawiałem się, że na mojej chudej ręce będzie on wyglądał karykaturalnie. Ten model idealnie wygląda nawet u osób, których średnica nadgarstka nie przekracza kilkunastu centymetrów. Zegarek nie jest ciężki, choć oczywiście "czuć go" na ręce. Bynajmniej jednak nie utrudnia żadnego ruchu ręki ani nie powoduje jej zmęczenia po całodniowym noszeniu.
Dla miłośników sportu, a sam takim jestem, przydaje się też stoper, który pozwala liczyć czas do tysięcznych części sekundy! Ci, którzy oglądali łyżwiarstwo szybkie na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Soczi, dobrze wiedzą, że tak niewielki ułamek sekundy potrafi zadecydować o złotym medalu. Jest też coś dla śpiochów (ponownie dotyczy to mojej osoby). Otóż w tym zegarku mogę ustawić aż 5 alarmów i dodatkowo ustawić harmonogram ich działania. Ktoś powie: "po co Ci alarmy w zegarku, skoro dzisiaj budzik ustawia się w telefonie?". Owszem, ja również ustawiam budzik w telefonie, ale każdego ranka grawitacja w moim łóżku jest tak silna, że często potrzebuję kilkudziesięciu minut, aby z niego wstać. Dlatego dodatkowe alarmy są dla mnie na wagę złota (i na wagę braku spóźnienia do pracy).
Za atrakcyjny walor uznaję również fakt, że dni tygodnia mogą być wyświetlane w kilku różnych językach. Bardzo lubię naukę języka obcego poprzez "otaczanie się" nim przy codziennych czynnościach, więc w ten sposób mogę utrwalić podstawowe słownictwo.
I jeszcze jedna zaleta - na pozór błaha, ale mając małe dziecko, okazuje się przydatna. Chodzi o... możliwość przywrócenia zegarka do ustawień fabrycznych. Tak, tak, ten zegarek jest tak potężny w swej funkcjonalności, że w razie potrzeby można go zresetować "do zera". Mnie przydało się, to gdy mój mały szkrab zaczął się nim bawić i nieopatrznie pozmieniał mi niektóre ustawienia. Zamiast sprawdzać po kolei, które z nich zostały zmienione, szybszym rozwiązaniem było ustawienie wszystkiego od nowa.
Reasumując: przez całe moje dotychczasowe życie byłem zwolennikiem klasycznych zegarków, gdyż od zegarków sportowych odpychało mnie zbyt wiele elementów na tarczy, duży rozmiar oraz ich brak kompatybilności z eleganckim strojem. Ten model G-Shocka wywrócił moje myślenie na ten temat o 180 stopni. O tym, jak wiele fajnych i przydatnych funkcji posiada ten zegarek, świadczy też fakt, że podczas pisania tej recenzji w pewnym momencie... brakowało mi już odpowiednich epitetów do opisania wszystkich zalet.
Nie żałuję ani złotówki wydanej na ten zegarek.