NIE KOCHAM GO, ale... to coś więcej. To wspólna historia.
Jest prezentem od mojej EX. Wyrzuciłem wszystko, co było z nią związane. Trzeba się ogarnąć i iść dalej. Na myśl o wyrzuceniu "Mudmana" ręka zadrżała. Może to był jedyny prezent od niej który był trafiony... Postanowiłem - dam mu szansę.
Potrzebowałem czasu dla siebie. Czasu na podładowanie baterii i wyładowanie złych emocji.
Co do zegarka, sprawa jasna: dasz radę - zostajesz. Nie dasz rady - przechodzisz do historii.
Dołączyłem do swojej starej ekipy - ruszyliśmy na tydzień w Bieszczady. Żadnych szlaków, żadnych ludzi – plecak, namiot i ekipa. Deszcz przez trzy dni, błoto w zębach, w nocy zimno. Cordura nie dawała rady, goreteksy przeżyły, ale tylko górna półka. Na takie eskapady bierze się albo sprzęt pro, albo jednorazowy. Dobrze, że ekipa zgrana – zamiast marudzenia było pełne wsparcie. W te dni Mudman dawał radę. Powinien mieć wbudowany scyzoryk i schowek na krzesiwo. Pomiary temperatury były dokładne, acz druzgocące - amplituda noc/dzień dość wysoka jak na tę porę roku.
Następne 4 dni - żar z nieba. Przy tej temperaturze i wilgotności w lesie było jak w dżungli, szliśmy momentami przez gęste zarośla, staraliśmy się trzymać potoków. Kilka razy, aby się zorientować w mapie, wchodziliśmy na drzewa. Kompas w zegarku nie kłamał, co gorsze dla naszego zakładu - wyprowadził nas dobrze na kolejny punkt trasy. Niektórzy, jakby było można, klepaliby go z uznaniem po ramieniu - oszczędził nam pół dnia kluczenia po lesie ze starą mapą wojskową. Szkło na kopercie - pomimo kilkunastu przejść dziennie przez gąszcz i niezliczonych kąpieli w strumieniach - bez jednej rysy. Inaczej z moimi rękami i dłońmi. Znajomy strażnik leśny (jedyna lodówka z zimnym piwem w lesie) rzucił okiem na moją rękę i umorusanego Mudmana, "dobra rzecz" powiedział. Niedbale rzuciłem "jeszcze zobaczymy".
Pojechałem na kilka dni do rodziców. Pojechaliśmy z ojcem - myśliwym na polowanie, spędzić trochę czasu razem. Od razu zwrócił uwagę na zegarek, ale nic nie powiedział. Księżyc był przed pełnią, określenie jego dokładnej fazy nigdy nie stanowiło dla nas problemu. Z czystej przekory sprawdziłem dokładność zegarka. Podawał prawidłową fazę Księżyca.
Spokojne podświetlenie tarczy przywołało miłe wspomnienia z Bieszczad, ojciec z lekkim zaciekawieniem spoglądał przez ramię na podświetlaną tarczę. Choć znam okolice polowań jak własną kieszeń, miło było wrócić na nocleg (tym razem nie pod gołym niebem) z podświetlanym kompasem. Nastawiłem budzik na pół godziny przed brzaskiem - dźwięk alarmu przyszedł wcześniej, niż powinien, ale to raczej nie wina Mudmana. Mocna kawa z termosu, powoli budzący się do życia las, zapach rosy. Idealne warunki.
Mój Ojciec, patrząc na zegarek po chwili zadumy "Szkoda, że kawy nie robi. Drogie to?". Wyczułem zazdrość u człowieka, który na swoje hobby pieniędzy nie szczędzi i potrafi docenić dobrą jakość. Trochę mi się to spodobało jego uznanie w głosie. Jak Mudman się sprawdzi, będzie dobrym pomysłem na prezent dla seniora.
Wróciłem do siebie, nazajutrz ekipa się zbierała na oglądanie zdjęć z Bieszczad. Nie wiem, dlaczego, ale założyłem go również na spotkanie w klubie. Może podświadomie pasuje do mnie, a może po prostu dobrze wygląda zarówno w dziczy do ubrań technicznych w kolorze moro jak i w mieście, do codziennych dżinsów i koszulki polo.
Zaczęliśmy pokaz slajdów, prezentacja z kilku aparatów, przypominanie sytuacji śmiesznych, ale i kilku dramatycznych. Udane zdjęcia, udana wyprawa. Ja w zegarku na zdjęciach wyglądałem jakby lepiej. Potem przyszedł czas na świętowanie. Kilka toastów koniecznie - za niezawodny sprzęt - w tym za Mudmana, którego nowe egzemplarze zauważyłem u dwóch współtowarzyszy na rękach. Wyprostowałem się z lekkim poczuciem dumy.
Kolejny poranek powitał mnie lekkim szumem głowy i mglistą świadomością co do kilku godzin zeszłej nocy. Wiem, gdzie byłem i wiem z kim. Portfel jest, telefony są. Cholera, gdzie zegarek?
Włączyło się trzeźwe myślenie. Gdzie zegarek? Zerwałem się na równe nogi - łazienka, przedpokój, balkon - nigdzie go nie ma. Pościel, pod łóżkiem, w butach, w spodniach - brak śladu. Przecież to nie jest maleństwo! Zacząłem się irytować. Nie tak się to miało zakończyć.
Pierwszy alarm dzienny (z kilku możliwych) nastawiony na 07:00 - nie słyszę go. Czyżby tym razem Mudman przepadł? Nie przetrwał próby miejskiej dżungli? A może ktoś mi go ukradł? Miałem mieszane emocje. Z jednej strony - między nami był jasny układ i Mudman go widocznie nie przetrwał. Obojętnie dlaczego - pewnie gdzieś zaczepiłem i spadł, chociaż - elastyczny pasek, który przetrwał zarośla i gęstwiny, nie dałby rady w miejskich plastikach i drewienkach? Nie mogłem uwierzyć. Z drugiej strony - towarzyszyła mi dziwna pustka - zdziwiłem się, że aż tak odczuję jego brak.
Spojrzałem ze smutkiem na blady ślad w miejscu zegarka na opalonym nadgarstku. Zdążyłem się przyzwyczaić do Mudmana, zaczął mi się w pewnym sensie podobać, no i poza wszelką wątpliwość - był przydatny. Zaliczył rewelacyjnie kilka łatwiejszych i cięższych prób, w tym - pomógł mojej ekipie zorientować się w lesie i dotrzeć do celu, co wyniosło go prawie do rangi kolegi czy przyjaciela. A to, że dobrze wygląda ręku, potwierdziła damska część wczorajszego spotkania. Czego chcieć więcej od zegarka? A teraz nie mogę go znaleźć. Wszystko przez durny "test". Byłem zły na siebie.
Cholera. Trzeba iść dalej. Ogarnąć się. Może jest coś, o czymś zapomniałem.
Telefon się rozdarł - Tomek dzwoni z podekscytowanym głosem "słuchaj, miałeś racje z tym zegarkiem. Na 15 metrach daje radę, żadna funkcja nie wysiada, cyfry i znaki pod wodą widoczne. Jest lepszy, niż się spodziewałem. Odwiozę ci go wieczorem."
Już pamiętam. Kłótnia z Tomkiem, o to czy Mudman się sprawdzi w nurkowaniu. Nie był z nami w Bieszczadach, więc słuchał bez przekonania o jego przydatności w terenie. I założyłem się, że da radę podczas nurkowania na jego ćwiczeniach strażackich na jeziorze. Nie pamiętam nawet o co, byłem spokojny o wynik - i pożyczyłem... i - zgodnie z moimi przypuszczeniami - dał radę. Teraz pamiętam. Nie pamiętam tylko, co było przedmiotem zakładu. Ale wygraliśmy.
No dobra, muszę przyznać. Cieszę się, że go odzyskam. Może trochę go lubię.
Zegarek sprawdza się wszędzie - Kumple pozazdrościli zegarka, a wręcz kilku po powrocie z Bieszczad kupiło ten model, dziewczyny patrzą z błyskiem w oku i ciekawością, jakby kryła się za nim jakaś przygoda. Dobrze wygląda na męskim ręku, obojętnie czy z dżinsami i koszulką, czy plecakiem i traperami, czy też z krótkimi spodenkami na crossficie. Ciekawe czy przetrwa te 3 lata gwarancyjne i jak będą wyglądać. Kaśka wykupiła do niego dodatkową gwarancję - do 6 lat. Wiedziałem, że G-Shock'i są trwałe, ale żeby aż tak... Od teraz będę na niego uważał, chociaż w końcu jest najbardziej survivalowym zegarkiem, jaki miałem, odstawia konkurencję daleko.
Może zadzwonię do Kaśki - należą się jej podziękowania za tak dobry prezent. Może warto z nią pogadać? Poddać się nowej próbie? Muszę przyznać - dziewczyna ma dobry gust. Zadzwonię. Zaraz po tym, jak Tomek przywiezie mojego Mudmana...